Mamy fenomen koronawirusa.
Pochodzący od znanych od lat 60 ubiegłego wieku wirus, z dodatkowymi funkcjami wynikającymi w pojawienia się w jego kodach RNA chorób takich jak HIV, SARS i pewnie wielu innych modyfikacji, które systemowi naukowcy określili jako naturalny i samodzielny, a inni jako stworzony w laboratoriach wojskowych.
W fazie początkowej rozwoju choroby brakowało systemu testowania i wykrywania. Standardowa procedura w takich przypadkach wymaga okresu około 3 tygodniowego, aby z próbki namnożyć patogen, wyekstrachować i zbadać, zazwyczaj przy pomocy mikroskopu elektronowego (w ten sposób znaleziono właśnie wirusy, szczególnie korona wirusa, który zawsze niemal występował podczas grypo podobnych chorób)..
Oczywiście podczas narastania objawów chorobowych które przyjęły formą epidemii, taka metoda była nie możliwa logistycznie do zastosowania, więc w fazie pierwszej zaliczano każdy przypadek o analogicznych objawach. Stworzyło to zaliczenie do zachorowań wirusem każdego przypadku chorobowego o podobnych objawach, a więc grypy, zapalenia płuc itd.
Dopiero w późniejszych etapach, pojawiły się inne metody wykrywania osób zarażonych korona wirusem. Twórca tej metody pomiaru/wykrywania sam twierdzi że skuteczność tej metody to około 30%, czyli 70% może być błędnym wynikiem, co potwierdzają liczne informacje, gdzie do diagnozy koronawirusa dołączono właśnie cały szereg innych chorób, np. Dengi.
W Chinach gdy zweryfikowani badania i wstępne diagnozy, nagle zredukowano ilość chorych niemal o połowę.